Na 90-lecie istnienia Liceum Ogólnokształcące

im. Tadeusza Kościuszki w Ropczycach

Moje wspomnienia dotyczą dość już odległych czasów istnienia Liceum Ogólnokształcącego w Ropczycach.

Urodziłem się w 1941 roku i szczęśliwie przetrwałem czas wojny. Dwuoddziałowa, jednoizbowa szkoła podstawowa, z 12 uczniami, mieszcząca się w wydzielonej izdebce domu dziadków, później już nowa, cztero-oddziałowa, dwuizbowa szkoła wybudowana czynem społecznym, wspomaganym przez władzę oświatową, dawała szansę na kontynuację nauki w szkole gminnej siedmio -oddziałowej, oddalonej 4 km od rodzinnego domu.

Przed absolwentem tej trójstopniowej szkoły podstawowej był dość ograniczony wybór kolejnego etapu kształcenia. Bieda nie sprzyjała marzeniom co do przyszłego zawodu. Nieliczni widzieli się w roli nauczyciela, lekarza, księdza. Wyborem drogi do zawodu sterowali przede wszystkim rodzice. Zostałem więc uczniem Liceum Ogólnokształcącego w odległych o 14 km Ropczycach, z którymi Wielopole łączyła droga przejezdna latem, gdy błoto wystarczająco wyschło oraz zimą, gdy mróz i śnieg utwardziły jej nawierzchnię.

Dla młodego chłopca, który nieśmiało wszedł w wielki świat jakim było powiatowe miasto Ropczyce, ze swoim pięknym rynkiem, starannie utrzymaną zielenią, dużymi budynkami Liceum Ogólnokształcącego, Technikum Ogrodniczego i Zasadniczej Szkoły Zawodowej wydawał się jakże inny od rodzinnej wioski.

Był onieśmielający.

W 1954 roku nie istniały gimnazja, a szkoła podstawowa kończyła się siódmą klasą. Tak więc czekała mnie matura po 4 latach nauki w liceum.

Dlaczego wybrałem liceum? Odpowiedzią może być burzliwe zebranie rodziców uczniów klasy Ib w miesiąc od rozpoczęcia roku szkolnego. Kontrowersje budził drugi (poza rosyjskim) język - francuski. W klasie Ia zaplanowano łacinę, która w przekonaniu rodziców otwierała drogę do najbardziej prestiżowych zawodów: księdza i lekarza. Ja osobiście nie znałem żadnego lekarza, natomiast jako ministrant - co najmniej trzech księży. Zapisy do klasy Ib były więc uważane za dyskryminację, objawiającą się pozbawieniem nauczania łaciny.

Presja rodziców była tak wielka, że dyrekcja liceum ugięła się pod tymi żądaniami. Przyszłość jednak pokazała, że motywację do nauki tego skostniałego języka zachowała tylko Kazia Gąsior, która jako jedyna z klasy „b” umiała się nim posłużyć w zakresie, jakiego oczekiwał dyrektor orazProfesor Józef Strzyż zwany Rufusem.

Jak wspomniałem, odległość pomiędzy moim rodzinnym domem a liceum wynosiła w sumie 21 km. Droga Wielopole Ropczyce jako nieprzejezdna nie sprzyjała systematycznej komunikacji osobowej. Musiałem zamieszkać w Ropczycach. Początkowo w wynajmowanej „stancji”, którą dzieliłem z trzema starszymi uczniami technikum ogrodniczego, a po kilku miesiącach, wskutek naturalnego „ubytku” uczniów liceum, znalazło się miejsce i zamieszkałem w

internacie.

Gronu pedagogicznemu ówczesnego liceum dyrektorował R. Christoff.Wychowawcą mojej klasy „b” była Prof. Halina Bijak, młodziutka absolwentka UJ, nauczała matematyki. Wychowawczynią klasy „a” była jak pamiętam Prof. Gierałtowa, którą to pozbawiono nauczania przyszłych lekarzy, kanoników i proboszczów języka francuskiego. Języka polskiego uczyła nas

Prof. Dutkiewiczowa oraz Prof. Janasikowa. Im to zawdzięczam umiejętność składania zdań w miarę ortograficznie i rozumnie – jak sądzę.

Historii, w zakresie jakim dopuszczały ówczesne władze, uczyła nas Prof. Waydowska więc później z każdym zakrętem naszej historii, musiałem nieco uzupełniać tę wiedzę.

Pani Prof. Janina Cichocka bardzo skutecznie zaznajamiała nas z językiem rosyjskim, co w przyszłości pozwalało mi wielokroć z tego korzystać.

Fizyka mnie pasjonowała. Moje zainteresowanie tym przedmiotem dostrzegł Prof. Stanisław Viscardi, powierzając mi rolę swojego „asystenta” na lekcjach fizyki. Pan Viscardi zajmował się też wymyślaniem „pomocy naukowych”, które wykorzystywał w swoich lekcjach. Do Jego dyspozycji dyrektor szkoły wydzielił pracownię, w której znalazła się tokarnia, wiertarka, prasa, i wiele drobnych narzędzi. W pracowni tej funkcjonowało „kółko fizyczne” w ramach którego uczniowie ucząc się posługiwania się narzędziami, wytwarzali pomoce szkolne dla CEZAS (Centrala Zaopatrzenia Szkół). Działalności tej jeszcze wtedy nie nazywano politechnizacją, ale Prof. Viscardi był na pewno jednym z jej prekursorów. Pod jego okiem uczyliśmy się posługiwania się pilnikiem, prostą szlifierką, tokarką, strugiem, imadłem, suwmiarką i innymi nieznanymi dotychczas narzędziami.

Partnerem Prof. Viscardiego w kształtowaniu kultury technicznej uczniów był Pan Henzel, który z kolei był pasjonatem modelarstwa szkutniczego i lotniczego. Jego pracownia znajdowała się po sąsiedzku z pomieszczeniem „kółka fizycznego”. I tu oczywiście funkcjonowały dwa kółka: szkutnicze i lotnicze. Tam uczyliśmy się budować modele pływających jachtów, szybowców i modeli samolotów z napędem silnikowym. Tu poznawaliśmy obróbkę drewna, klejenia różnych materiałów, malowania pistoletem malarskim i wielu pożytecznych umiejętności. Mówiąc o funkcjonujących kółkach, czyli zajęciach pozalekcyjnych, muszę wspomnieć o chórze szkolnym oraz orkiestrze, prowadzonymi przez Pana Kryzackiego –wychowawcę internatu chłopców. Internatem dziewcząt dowodziła Prof. Cichocka.

Od drugiego roku mojej edukacji w liceum, wśród grona pedagogicznego znalazła się Pani Krzesińska, obok Prof. Dutkiewicza – nauczycielka WF-u. Ona też utworzyła kółko taneczne. Szczególnie miło wspominam udział w tych zajęciach pozalekcyjnych, podczas których Pani Cichocka z dużą ekspresją przekonywała chłopców, by tańcząc, patrzeć z uczuciem w oczy partnerce i ciągle się do niej uśmiechać. Biorąc do serca te nauki oraz nie szczędząc wysiłków w nauce tańców ludowych, zespół cieszył się dużym uznaniem, występując z licznych okazji np. uroczystych akademiach „ku czci”.

Dużym zainteresowaniem, zwłaszcza wśród chłopców cieszył się przedmiot „PW” (Przysposobienie Wojskowe).Zajęcia prowadzone przez Pana Chmielarskiego – żołnierza spod Monte Casino, przygotowywały młodzież do posługiwania się bronią palną oraz podstawowymi wiadomościami o obronie przed bronią masowego rażenia, zwłaszcza przed bronią chemiczną. Pana Chmielarskiego wszyscy darzyli szacunkiem, był wychowawcą z powołania.

Dużą wagę w kształtowaniu postaw życiowych odgrywały dwie różniące się nieco organizacje młodzieżowe – ZMP oraz ZHP. Pierwsza z nich była ważniejsza, bowiem przewodnicząca szkolnego koła ZMP „z urzędu” uczestniczyła w posiedzeniach Rady Pedagogicznej. Do niej też należała rola potępiającej uczniów za naruszenie niepisanych zasad zachowania się uczniów. W pewnym momencie mojej edukacji sam doświadczyłem takiego potępienia na poniedziałkowym apelu całej szkoły.

Chemia, geografia, biologia leżały nieco poza moim zainteresowaniem. Uczestnictwo we wszystkich zajęciach pozalekcyjnych nie pozostawiało zbyt wiele czasu na pomnażanie wiedzy. Z biologii pamiętam, że poznawanie biologicznego świata zaczęliśmy od pantofelka, a systematyka gatunków zwierząt i roślin była zbyt obszerna, aby się tego nauczyć. O teorii Darwina dowiedziałem się długo po zdaniu matury i czasem zastanawiałem się dlaczego?

Dla porządku słów kilka o maturze. Egzamin dojrzałości niewątpliwie należał do najbardziej emocjonalnych przeżyć w całej mojej edukacji. Na drugim miejscu stawiam obronę pracy magisterskiej. Na maturze egzaminem pisemnym objęto język polski i matematykę. Ustnemu egzaminowi podlegały: język polski i fizyka.

Środowisko szkolne Ropczyc tworzyli uczniowie i nauczyciele Liceum Ogólnokształcącego, Technikum Ogrodniczego oraz Zasadniczej Szkoły Zawodowej. W środowisku tym panowała rywalizacja, zwłaszcza sportowa. Dużą popularnością cieszyły się coroczne mecze piłki nożnej, rozgrywane na pięknym jak na owe czasy boisku w Witkowicach.

Poszczególne szkoły nie dysponowały nawet salami gimnastycznymi, nie mówiąc o halach sportowych. W sąsiedztwie budynku LO znajdowało się małe boisko trawiaste, na którym w sprzyjających warunkach pogodowych odbywały się lekcje wychowania fizycznego, natomiast w razie braku takich warunków, zajęcia prowadzono w małej sali na parterze, wyposażonej w kilka materacy, skrzynię do skoków i kilka piłek lekarskich. W takich warunkach nie rosną olimpijczycy.

Życie kulturalne ograniczało się do częstego bywania w kinie, do którego bilety dla młodzieży szkolnej były stosunkowo tanie. Co roku, w okresie karnawału, zarówno LO jak i TR organizowały bale szkolne w różnych od siebie terminach, aby umożliwić udział w nich chętnym z sąsiedniej szkoły. Bale te odbywały się pod ścisłym nadzorem pedagogów, a jedynym napojem wyskokowym była oranżada. Były to najczęściej bale kotylionowe. Kotyliony umożliwiały tworzenie przypadkowe par biorących udział w specjalnym tańcu kotylionowym. Były też, zupełnie dziś nieznane, białe walce, na które panów do tańca prosiły panie. Dwa bale w karnawale nie porażały ilością, ale z tego względu były przedmiotem szczególnych przygotowań, a później hołubionych wspomnień i kontynuacji zawiązanych znajomości.

Tradycją był także komers, czyli bal absolwentów, zwany też balem maturalnym. Na tym balu przymykano o zgrozo oczy, na podkreślenie dojrzałości wypiciem kieliszka mocniejszego napoju. Dziś podobno komersy urządzają już absolwenci szóstej klasy. Święta państwowe, a zwłaszcza 1 maja było okazją do zaprezentowania swojej szkoły w pochodzie, organizowanym jak przystało na powiatowe miasto - z udziałem wszystkich najważniejszych w okolicy.

Poznawaniu kraju służyły wycieczki organizowane najczęściej z wychowawcą klasy. Ze względu na koszty były to wyjazdy niezbyt odległe i jedno lub dwudniowe. Jak powiedziała jedna z koleżanek na zjeździe absolwentów po 50 latach od matury „były to czasy zgrzebne, biedne, ale kolorowe”.

W 1958 roku wystartowało w życie z Liceum Ogólnokształcącego w Ropczycach 44 absolwentów. Wyrośli z nich ludzie uczciwi, pracowici, ciekawi świata, trochę sentymentalni, zachowując jak najlepsze wspomnienia z tej szkoły.

Nawsie, 10 marca 2013 r.                                                                                Płk rez. mgr inż. Józef Pilch


Kontakt

Lokalizacja:
ul. Mickiewicza 12
39-100 Ropczyce

Sekretariat:
7:30 - 15:30

Telefon:
17 22 28 270

Email:
sekretariat@loropczyce.pl