Halina Szczygieł - Wspomnienia
z okresu pracy w Liceum Ogólnokształcącym w Ropczycach
Rozpoczęłam pracę nauczycielki w Liceum Ogólnokształcącym w Ropczycach w roku 1957 po studiach w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Krakowie na wydziale geografii. Zostałam serdecznie przyjęta przez Dyrektora, Pana Ryszarda Christoffa i grono nauczycielskie. Grono nauczycielskie (22 osoby) było bardzo zróżnicowane pod względem wieku, jak i miejsca pochodzenia.
Nas, młodych nauczycieli, było tylko czworo: p. Irena Krzemińska
(W-F), p. H.W. Bijakowie – małżeństwo (oboje matematycy) i ja Halina Szczygieł (geografia). Wielu nauczycieli to byli repatrianci ze Wschodniej Ziemi : p. Maria Waydowska (historia), p. Władysław Bordon (chemia), pochodzili ze Lwowa. Państwo A. J. Janasikowie – małżeństwo (polonistka i biolog), p. Filip Chmielarski, p. Z. Jarosiewicz (polonistka), p. K. Kryzacki. (śpiew)p. Adolf Burowski (pochodzili z Ziem Wschodnich) głównie z Wołynia.
Miejscowych nauczycieli pochodzących z Ropczyc i Dębicy lub okolic było niewielu. Byli to p. Dyrektor R. Christoff, p. Irena Krzemińska i p. Józef Strzyż. Ja przyszłam z Chełma Lubelskiego.
Jak już wcześniej wspomniałam, grono nauczycielskie przyjęło mnie serdecznie. Po koleżeńsku pomagano mi wejść w rytm pracy i obowiązków w szkole. Przez wszystkie lata pracy całe nasze grono nauczycielskie było bardzo zżyte ze sobą. Pomagaliśmy sobie, nie było między nami niezdrowej rywalizacji, jakichś kłopotów. Po prostu stanowiliśmy jedną serdeczną i życzliwą sobie grupę ludzi, którzy w większości przepracowali całe życie zawodowe w jednej szkole i z niej przeszli na emeryturę.
Dyrektorem naszego Liceum od 1945 roku był Ryszard Christoff. Z wykształcenia był biologiem, ale wiedzę miał bardzo głęboką i wszechstronną. Był to człowiek o wielkiej kulturze osobistej, wspaniały mówca, erudyta pod każdym względem. Człowiek bardzo pracowity, zaangażowany bez reszty w rozwój tej szkoły, doskonały organizator. Był wspaniałym pedagogiem, stawiał bardzo wysokie wymagania sobie, nauczycielom i uczniom. Był bardzo wymagający, wyczulony na dyscyplinę na każdym odcinku pracy, ale zawsze taktowny, zrównoważony i sprawiedliwy w ocenach nauczycieli i uczniów.
W Liceum pracował już od 1928 roku, najpierw jako nauczyciel a od 1945 roku jako Dyrektor. Pod jego kierownictwem Liceum zostało odbudowane i rozbudowane, a to były bardzo ciężkie czasy. Zbudowana została sala gimnastyczna i internat dla młodzieży. Pod kierownictwem Dyrektora R. Christoffa Liceum pod każdym względem znajdowało się w pierwszej dziesiątce szkół tego typu w naszym okręgu. No i co było bardzo ważne, aż 80% absolwentów naszego Liceum zdawało na studia wyższe lub półwyższe w całym kraju i zawsze się dostawali.
Dyrektor R. Christoff przeszedł na emeryturę w 1972 roku i zamieszkał w Dębicy. Bardzo ciężko przeżył rozstanie z Ropczycami, gdzie spędził większość swojego życia. 11 marca 1975 roku zmarł na serce i został pochowany na starym cmentarzu w Dębicy. Śmierć Dyrektora bardzo głęboko i boleśnie przeżyliśmy my koledzy, młodzież i całe społeczeństwo.
Wracam do początków mojej pracy. Lata 50-te to były bardzo ciężkie warunki pracy w szkole. W dalszym ciągu brakowało pomocy szkolnych, książek. Poszczególne klasy były bardzo liczne (a,b,c,d,e,f) i w klasach uczyło się 40 uczniów, a czasem nawet tę liczbę przekraczano. Ciężko się pracowało, etat wynosił 25 godzin tygodniowo i nie było w tamtych czasach wolnych sobót. Ale dla nas, nauczycieli i uczniów, najważniejszym faktem było to, że minął koszmar wojny, okupacji, że wreszcie mieliśmy w miarę wolny kraj, że mogliśmy pracować, a młodzież mogła się uczyć, zdobywać wiedzę, iść na studia i osiągnąć wybrany zawód, pracować i odbudowywać wolną Polskę. Było w nas wszystkich, nie tylko nauczycielach, ale we wszystkich grupach zawodowych, u wszystkich pracujących i u młodzieży, tyle ogromnego zapału do pracy, tyle entuzjazmu, tyle niespożytej energii, że w niesłychanym, niewiarygodnym tempie odbudowywaliśmy nasz kraj z okropnych zniszczeń i zgliszczy. Podziwiały nas nie tylko wszystkie kraje Europy, ale i cały świat, że Polska odradza się ze zniszczeń i gruzów w zawrotnym tempie i powstaje po prostu jak Feniks z popiołów. Młodzież nasza pochodziła głównie z okolicznych wiosek, ale tak bardzo pragnęła się uczyć, wykazywała ogromną pracowitość, dyscyplinę i wielkie zaangażowanie do prac społecznych, a tych było dużo, a my wpajaliśmy szacunek do pracy społecznej na rzecz swojej szkoły i środowiska. Wykonano ogromną ilość pracy właśnie czynem społecznym.
Każdy nauczyciel Liceum, poza swoim etatem, prowadził różne kółka zainteresowań (polonistyczne, matematyczne, fizyczne, geograficzne, prac ręcznych, taneczne, muzyczne), a także prowadził różne organizacje społeczne jak: PCK, ZHP, SKO i CRU czyli Centralna Rada Uczniowska. Ja prowadziłam od 1960 roku aż do przejścia na emeryturę właśnie Centralną Radę Uczniowską – byłam jej inspiratorem i opiekunem.
Centralna Rada Uczniowska miała za zadanie organizować wspólnie z opiekunem cały szereg uroczystości szkolnych: Pierwszy i Ostatni Dzwonek, Dzień Edukacji Narodowej, Dzień Patrona Szkoły (od 1961 roku został nim Tadeusz Kościuszko), Dzień Matki, apele z różnych bieżących okazji, pożegnanie absolwentów, organizowanie w uzgodnieniu z Dyrekcją wyjść do kina na wartościowe filmy, wyjazdy do teatru lub na koncert, organizowanie zabaw szkolnych, przygotowania młodzieży na zbiorowe wyjścia na uroczystości w mieście lub przygotowanie programu na Turniej Szkół Średnich Ropczyc.
Ta organizacja uczyła młodzież pracy na rzecz innych, uczyła samodzielności, odwagi i odpowiedzialności za powierzoną pracę, wyrabiała odwagę i dyscyplinę. Tak naprawdę to przygotowywała młodzież do przyszłej pracy w dorosłym życiu. Przygotowywała do pracy w różnych organizacjach społecznych oraz na przyszłych samorządowców i kierowników różnych instytucji.
Takimi wspaniałymi przewodniczącymi CRU za moich czasów byli następujący uczniowie: Zbigniew Kolbusz, Jan Halberda, Wiesław Czuba, Halina Drozdziak, Krystyna Sokołowska, Barbara Kotowska, Marek Wis, Wiesław Mendyka, Władysław Tabasz, Mieczysława Sokołowska, Irena Kozak, Marta Baran.
Wszyscy ci uczniowie sprawdzili się potem na studiach i nadal się sprawdzają w swoim życiu zawodowym, właśnie zaangażowaniem społecznym. To są prawdziwi profesjonalni społecznicy z pasją.
Że ta organizacja szkolna CRU była dobrze prowadzona, to nawet prof. Janina Cichocka, która przez długie lata była zastępcą Dyrektora R. Christoffa i bardzo wnikliwie obserwowała pracę wszystkich nauczycieli, w swoich wspomnieniach napisała, że najbardziej prężną organizacją na terenie Liceum był Samorząd Szkolny czyli CRU kierowany prze nauczycielkę Halinę Szczygieł. Drugą moją pracą społeczną jako nauczyciela geografii było organizowanie szkolnych wycieczek turystyczno-krajoznawczych.
Nasza młodzież pochodziła głównie z okolicznych wiosek, była biedna i nie znała naszego kraju. Bardzo często w tamtych czasach dzieci znały tylko Dębicę, Rzeszów i Kraków. Urządzałam więc liczne wycieczki każdego roku, we wrześniu, w maju i czerwcu.
Dzięki zorganizowanym i dobrze zaplanowanym trzydniowym wycieczkom, młodzież poznawała cały kraj. Jeździliśmy w Sudety, Tatry, Pieniny Beskidy, Bieszczady, Góry Świętokrzyskie, do Warszawy, Wrocławia, nad morze i na Mazury. Jeden raz urządziłam nawet wycieczkę dla starszych klas na słynne Targi Poznańskie. Młodzież ogromnie się ucieszyła, było to dla niej wielkie przeżycie. Najbardziej zachwycali się Tatrami i Zakopanem. Zwiedzaliśmy Morskie Oko, Dolinę Pięciu Stawów. Wyjeżdżaliśmy kolejką na Kasprowy, a nawet mała grupka śmiałków (głównie chłopców) weszła ze mną na Giewont.
To były niezapomniane, piękne przeżycia, podobnie jak spływ Dunajcem. Zachwycano się również morzem i jazdą statkiem.
Dwóch uczniów z naszego Liceum połknęło bakcyla morskiego, zdali w Gdyni do Szkoły Morskiej i zostali marynarzami. Jeden z nich nazywa się Szeliga, pochodził z Sędziszowa, a chodził do naszego Liceum. Mieszka w Gdyni, pracuje nadal. Pływał na statkach handlowych. Jak jest obecnie, nie wiem, bo od kilkunastu lat kontakt się, niestety, urwał.
Nazwiska drugiego marynarza zapomniałam.
Duża część młodzieży pokochała zwiedzanie i poznawanie piękno naszego kraju. Wiele z nich, zwłaszcza dziewczęta, poszły do Krakowa na studia właśnie na geografię – są nauczycielkami tego przedmiotu.
Następną moją pracą społeczną było przygotowanie uczniów do olimpiad z geografii. Uczniowie brali liczny udział w tej olimpiadzie i zajmowali pierwsze lub drugie miejsca. Był też taki okres w naszym szkolnictwie, kiedy uczniowie na maturę mogli wybrać przedmiot dowolny. Wybierali, właśnie geografię. Zdawali geografię pisemnie i ustnie. W ostatniej klasie Liceum nie było już geografii, więc z tymi uczniami trzeba było powtórzyć cały materiał, a po maturze ocenić zadania z geografii.
Należy jeszcze podkreślić, że nasze Liceum przez wszystkie lata systematycznie rozwijało różnorodne formy pracy w szkole. Były kółka fizyczne, fotograficzne, chór, orkiestra szkolna i kółko taneczne tak pięknie prowadzone przez panią Irenę Krzemińską.
Od połowy lat sześćdziesiątych każdy nauczyciel starał się, aby mieć swoją klasopracownię wyposażoną systematycznie w coraz liczniejsze i nowsze pomoce naukowe. Ja również taką klasopracownię geograficzną skompletowałam. Wreszcie były nowe różnorodne mapy, globusy, różne niezbędne przyrządy , komplety skał i minerałów, roczniki statystyczne, tabele, przewodniki.
Początek lat sześćdziesiątych obfitował w różne jubileusze, w których nasze Liceum zawsze brało udział i odgrywało wielką rolę. W czerwcu 1961 roku Liceum święciło jubileusz 30-lecia szkoły i jednocześnie nadania szkole patrona Tadeusza Kościuszki.
W grudniu 1961 roku odbyła się uroczystość wręczenia Liceum sztandaru, który ufundował Komitet Rodzicielski.
W roku 1962/69 grono pedagogiczne, młodzież i całe społeczeństwo miasta obchodzili uroczyście 600-lecie nadania praw miejskich miastu Ropczyce. Następnie w roku 1965 obchodzono 70 lecie Liceum połączone z wielkim zjazdem absolwentów. Było to dla wszystkich wielkie przeżycie.
Absolwenci naszego Liceum, zdolni, ambitni i pracowici zdawali egzaminy
na wyższe uczelnie w całej Polsce i zawsze dostawali się na studia. Zdawali nie tylko do Krakowa, Lublina czy Białegostoku, ale też do Warszawy, Łodzi, Gdyni, Gdańska i Szczecina.
Mamy więc absolwentów, którzy zajmują wysokie stanowiska na Wyższych Uczelniach jako nauczyciele akademiccy (Lewicki, Żylski), mamy dużo lekarzy, inżynierów, księży, nauczycieli szkół średnich, pracowników administracji, telewizji, na wysokich szczeblach wojewódzkich i samorządowych. To dla nas ogromna radość i satysfakcja.
W ubiegłym roku powstało nawet z szacunku i przywiązania do swojego Liceum Stowarzyszenie Absolwentów Liceum Ogólnokształcącego w Ropczycach, które zaczyna swoją działalność.
Nasi absolwenci przez wszystkie lata urządzali zjazdy poszczególnych roczników. Jako nauczycielka emerytka zawsze z radością uczestniczyłam i uczestniczę nadal we wszystkich zjazdach.
Zjazdy absolwentów świadczą o wielkiej uczuciowej więzi ze szkołą i nauczycielami. Chętnie przyjeżdżają, spotykają się, mimo że tak wielu życie rozproszyło po całej Polsce, a nawet świecie. Przyjeżdżali więc absolwenci z Wrocławia, Zielonej Góry, Szczecina, Warszawy, Krakowa, a także z Francji, Stanów Zjednoczonych, Kanady oraz Gruzji.
To były tak serdeczne spotkania i muszę przyznać, że z wielkim wzruszeniem, a często i ze łzami, wspominaliśmy dawne młodzieńcze lata w szkole. Bo i ja wówczas byłam młoda, a dziś jestem starą nauczycielką, emerytką mającą ponad 80 lat. Muszę tu wspomnieć, że wielokrotnie w czasie zjazdów usłyszałam od swoich uczniów i wychowanków mających po 60 lat, że byłam nauczycielką wymagającą ale sprawiedliwą. Dziękuję, lepszej oceny nauczyciel nie może otrzymać.
Cieszę się i jestem wdzięczna swoim Koleżankom, Kolegom i Młodzieży, że dane mi było z nimi wszystkimi współpracować od początku mojej pracy, aż do emerytury. Pracowałam w gronie wspaniałych Pedagogów i wspaniałej, dobrej, niezwykłej Młodzieży, z którą do dzisiejszego dnia mam serdeczny kontakt, bo zawiązała się między nami prawdziwa przyjaźń. Oni do mnie piszą i odwiedzają mnie.
A ja jestem do swojego Liceum- miejsca dawnej pracy bardzo przywiązana i dlatego jestem stale zapraszana na wszystkie uroczystości szkolne i stale w nich uczestniczę.
Od kilku lat Dyrektorem Liceum jest moja dawna uczennica, mgr Grażyna Baran. Jest ona lojalnym, wspaniałym Dyrektorem bardzo dbającym o dalszy rozwój Szkoły, o ciągłą rozbudowę, odbudowę i o dobre wyniki pracy nauczycieli i uczniów. Dziś nasze Liceum, chociaż najstarsze wiekiem, jest najpiękniejszym budynkiem w całym mieście, jest tak pięknie odnowione wewnątrz i zewnątrz- ma najpiękniejszą elewację zewnętrzną.
Halina Szczygieł
emerytowana nauczycielka Liceum
Ropczyce, dnia 28 marca 2011 roku